Cóż to był za wyjazd. Minął prawie tydzień od powrotu do Krakowa, a we mnie ciągle buzują pozytywne emocje radość i duma. Trudno mi zacząć tę relację, każde wydarzenie i chwila wydaje mi się równie ciekawa i warta podzielenia się wrażeniami. Zacznę może wiec od początku.
Spotkałyśmy się w 100% babskim gronie. Było nas 15 osób. Każda inna, każda z różnym doświadczeniem kulinarnym, niemniej jednak każda z wielkim zapałem i głodem warsztatowych przeżyć.
Te cztery dni, o których zaraz opowiem, spędziłyśmy w uroczym miejscu Kominkowy Spichlerz w Beskidzie Małym. Wielkie pozdrowienia i podziękowania Marcie i Pawłowi za cudowną gościnę. Szczerze przyznam, że jak dowiedziałam się że w okolicy ośrodka grasuje 11 kotów, przez myśl mi przeszło, że warsztaty nie dojdą do skutku. Jednak spięłam się w sobie i tylko każdą wolną chwilę (nie cały czas) poświęcałam głaskaniu kociaków. Tych chwil nie było tak dużo, bo gotowania było wiecej.
Pierwszego dnia dałyśmy sobie czas na zaklimatyzowanie i poznanie się lepiej. W kolejne dni czekało nas sporo pracy i jeszcze więcej jedzenia. Mogłabym napisać o żmudnej pracy, o dopracowanych zadaniach i ich skrupulatnej realizacji. Było inaczej. Było dużo śmiechu, gotowania na luzie, improwizacji i pomysłów. Modyfikowałyśmy przepisy pod nasze diety tak by było bezglutenowo i bezcukru. Starałam się by każde nasze spotkanie w kuchni było inspirujące i kreatywne. Przygotowałam 5 bloków kulinarnych: zimowe obiady, roślinne przekąski, wegetariańskie święta, przetwory i zdrowe słodycze. Szykowało się wielkie obżarstwo, w rzeczywistości było o wiele większe od tego jakiego sobie wyobrażałam.
Dzień zaczynałyśmy śniadaniem, była to tofucznica lub wszelakie pasty kanapkowe. Po krótkiej przerwie na kawę i spacer rozpoczynały się poranne warsztaty. Z reguły trwały do 13, po czym zasiadałyśmy do wspólnego okazałego obiadu. Nie długo po posiłku zaczynał się kolejny blok warsztatowy. Ten drugi nieco luźniejszy trwał czasami do 20. Jadłyśmy, gotowałyśmy plotkowałyśmy. Aż dziw, że po takich całodniowych ucztach wstawałyśmy rano głodne na śniadanie.
Jedną z najfajniejszych chwil było spontaniczne pieczenie czekoladowego tofurnika o 8 wieczorem, którego nie planowałam w wyjazdowym menu. Nadmiar tofu zobowiązywał do słodkości, to trzeba przyznać. A ciasto wyszło lepiej niż pyszne.
Cóż mogę więcej napisać by nie przynudzać. Mam wielka nadzieję, że uczestniczki podobnie jak ja naładowały się cudowną babską energią. Pomimo chaosu pierwszego dnia, mam nadzieję, że dałam radę i sprawdziłam się w roli prowadzącej. To również dla mnie było ogromne doświadczenie, pełnie inspiracji kuchennych. Dziękuję za przyjaźń i dużo zabawy. Nie zaprzeczę, że wieczorami odczuwałam zmęczenie, ale ranem chętnie do Was wstawałam. Oby więcej takich spotkań.
Dziękuję za wspólnie spędzony czas i liczę, że niebawem spotkamy się na kolejnych warsztatach ze wspaniałą kuchnią roślinną.
>Tutaj< odsyłam do strony organizatorki warsztatów Fundacji Bios Amigos, gdzie również znajdziecie krótką relację oraz zdjęcia z wyjazdu.
O oto spis potraw którymi się objadałyśmy:
zupa z pieczonej dyni
kasza gryczana z burakiem liściastym i rodzynkami
tofucznica z boczniakami
meksykańskie mole z czekoladą (bardzo kontrowersyjne ;)
gulasz zimowy z kawą
zupa z porem, białą fasolą i jarmużem
burgery z kaszy, buraka i tofu
bezglutenowe bułeczki
i 3 majonezy
surówka z czerwonej kapusty, gruszką, marchewką i granatem
ryż z mlekiem kokosowym
pizzetki kalafiorowe z topinamburem oraz burakiem
tatar z pieczarek
hummus klasyczny oraz dyniowy
pasta z pietruszki i słonecznika
pieczone warzywa
wegetarianki bigos
barszcz czerwony
seler a'la ryba po grecku
smalec wegański z gruszką i żurawiną
pasztet z kaszy jaglanej orzechami i grzybami
pasztet z pieczonych warzyw i warzyw wyłowionych z bulionu z kumiem i masalą
pasta pseudo-jajeczna
dżem jabłkowo-gruszkowy z anyżem i cynamonem
dżem dyniowo-jabłkowy z cynamonem i imbirem
torufnik czekoladowy z pomarańczą
trufle jaglane z wodą różaną
czekoladowe ciasto bezpieczenia z bakaliami i karmelem z daktyli z solą
pudding z dyni
Fajnie :) Chciałabym zorganizować takie warsztaty u siebie w domu ;)
OdpowiedzUsuńpięknie! Bardzo fajny pomysł z takimi warsztata mi i chętnie wzięłabym kiedyś udział w czymś takim, ale niestety czas i bycie młodą lekarką nie pozwolą mi na takie przyjemności. Niemniej może jak kiedyś znowu będziesz coś takiego organizować to akurat będę mieć urlop i zobaczymy, zobaczymy ;) Pozdrawiam z pochmurnego Wrocławia :)
OdpowiedzUsuńKolejna edycja na wiosnę, jeszcze nie wiem gdzie i kiedy ale będzie na pewno! :)
Usuńjej, tyle pyszności było! aż zaczynam żałować, że mnie nie było :)
OdpowiedzUsuńjednak, myślę, że już niedługo się zobaczymy ;)
ojej! ale super :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam no i oczywiście gratuluję!
Super sprawa takie warsztaty! Aż sama bym się z chęcią kiedyś wybrała.
OdpowiedzUsuńA taka ilość kocisk i tak piękne miejsce to tylko dodatkowe zalety do tworzenia tylu pyszności <3 !
Cudne warsztaty! Jak będziesz w przyszłości organizować takie bliżej Wrocławia, to wpadam na pewno :D
OdpowiedzUsuń