Luty to miesiąc czekolady i 'Seksu w wielkim mieście' (tym oglądanym na monitorze). 6 sezonów w tydzień. Około miliard tabliczek w 14 dni.
Nie do końca wiem, skąd u mnie takie zapędy akurat w tym czasie, ale zdaje mi się, że to forma odreagowywania ostatnich miesięcy. Ciężkiej zimy, okropnych imprez sylwestrowych, równa się totalnemu uczuciu obojętności na to co się dzieje. Oprócz tego zero szkoły. Żadnych zadań, przymusowego czytania szymborskiej, projektów i studiów postaci w ruchu. Tylko jedzenie, kot i 2 tygodnie totalnej laby i bezmyślnego gapienia się w monitor.
A do tego wszystkiego walentynki, kolejny absurdalny czas po świętach, dniach chłopaka, roweru, górnika, walki z otyłością...
Jako wieczna, świadoma singielka raczej zawsze miałam w dość oczywisty sposób, gdzieś całe zamieszanie wokół walentynek. Taki to dzień sercami usrarny. Wszyscy dostają jobla i masowo tracą gust estetyczny.
Z racji tego, że stałam się dość twórem publicznym, narzekać mi nie wypada. Dlatego postanowiłam po swojemu podejść do tematu walentynek. Przepisów walentynkowych będzie dość sporo.
Jedzmy! kochajmy i dbajmy o siebie. Pamiętajmy o naszych zwierzakach przez cały luty i inne miesiące w roku.
A ciacho zrobiłam istnie miłosne. Kto kocha czekoladę ten zrozumie.
Pełne afrodyzjaków i smaczków, które niekoniecznie zasmakują Waszym kotom, ale umilą czas przy kawie, filmie, plotkach z psiapsiółkami czy meczu z kumplami? Okej nie wyobrażam sobie bandy kolesi przy meczu ruggby zajadających to ciasto, może to uprzedzenia...
Dlatego nie piszę, że ciasto jest dla dwojga, bo nie jest. Jest ewentualnie dla jednej osoby, która w ramach desperacji pochłonie go całego, ale i też dla przynajmniej 4 osobowej gromadki łasuchów.
Ale wyraźnie piszę, nie jest to ciasto dla dwóch!
Chili bajecznie podkreśla smak czekolady. Maliny z kolei łamią ten gorzki, głęboki kakaowy smak swoja słodkością. A granat no cóż, uwielbiam takie akcenty na koniec. Granat epicko pęka pod zębami wylewając z siebie słodko-kwaskowate soki, będące zupełnym podsumowaniem tej melodii smaków.
Ale nie wzięło na metafory. To przez tą przymusową Szymborską.
1 i 3/4 kubka mąki tortowej (około 330g)
3 łyżki kakao
1,5 kubka mleka sojowego + 4 łyżki
2 łyżki octu jabłkowego
2 łyżki konfitury z róży
4 łyżki cukru
duży chlust Golden Syrup lub sosu klonowego
dwie szczypty soli
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki chilli w proszku
3 łyżki oleju
2 łyżki dżemu z malin
3 tabliczki gorzkiej czekolady
4 łyżki oleju kokosowego
1/2 granata
3 łyżki kakao
1,5 kubka mleka sojowego + 4 łyżki
2 łyżki octu jabłkowego
2 łyżki konfitury z róży
4 łyżki cukru
duży chlust Golden Syrup lub sosu klonowego
dwie szczypty soli
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki chilli w proszku
3 łyżki oleju
2 łyżki dżemu z malin
3 tabliczki gorzkiej czekolady
4 łyżki oleju kokosowego
1/2 granata
♥ Odlej mleko do 2 kubków. Do całego dodaj 2 łyżki octu jabłkowego, do 1/2 dwie łyżki konfitury z róży. Tu i tu wymieszaj.
♥ Mąkę, kakao, sodę, proszek do pieczenia przesiej przez sito do dużej miski.
♥ Dodaj dużą szczyptę soli i 1/4 łyżeczki chilli
♥ Powoli wlewaj mokre składniki i zacznij mieszać.
♥ Dodaj cukier i Golden Syrup, tak od serca.
♥ Mieszaj dokładnie.
♥ Na koniec dodaj olej i wymieszaj wszystko dokładnie.
♥ Ciasto powinno mieć mokrą, lekko leistą konsystencję.
♥ Foremkę wyłóż od spodu papierem do pieczenia.
♥ Rozgrzej piekarnik do 170 stopni.
♥ Przelej ciasto do formy.
♥ Piecz około 30-40 minut.
♥ Po upieczeniu wyjmij ciasto i odstaw do ostygnięcia. Najlepiej ciasto upiec w nocy, rano będzie jak tralala.
♥ Wyciągnij ciasto z foremki i przekrój na pół.
♥ Czekoladę rozpuść w kąpieli wodnej z olejem kokosowym.
♥ Dodaj szczyptę (1/4 łyżeczki) chilli w proszku.
♥ Niech czekolada się roztopi, ale niech nadal będzie gęsta.
♥ Pierwszą cześć ciasta posmaruj czekoladą, następnie gdzieniegdzie połóż konfiturę/dżem z malin.
♥ Przykryj ciasto drugą częścią.
♥ Wlej czekoladę na wierzch ciasta i rozprowadź ją po całej jego powierzchni.
♥ Granata obierz, wydłub owoce i ozdób nimi ciasto.
♥ Ciesz się i jedz!
A na koniec ukochany Max Richter,od którego robi mi się gorąco i mam dreszcze.
Rubinowe "perełki" dodają urody każdej potrawie. Nie musiałabyś mnie długo namawiać do spróbowania kawałka. Dobrze, że nie jestem łasuchem i na jednym tylko by się skończyło :)
OdpowiedzUsuńGranat nie tylko jest uniwersalnym dodatkiem smakowym, ale i pięknie się prezentuje!
UsuńJa póki co złasowalam 1 kawałek, ale dość spory. Korci mnie strasznie!
cudowne! :)
OdpowiedzUsuń♥
UsuńIstna poezja smaków:)
OdpowiedzUsuńtaka się wyczarowała poezja ;)
UsuńWygląda bosko! Nie powinnam była robić sobie przerwy na wertowanie wege blogów bo od samego czytania Twojego przepisu mnie skręca :D
OdpowiedzUsuńA walentynki również nie są moim ulubionym dniem w roku, wszędzie plastic fantastic. Ale jeśli potraktować je jako pretekst do czekoladowych eksperymentów w kuchni, to jestem za!
Każdy pretekst do eksperymentów jest idealny!
UsuńJa też dziś nadrabiam literaturę blogową i chodzę po blogach z ciekawością, kto co kiedy upichcił.
Człowiek cały czas głody siedzi :D
wygląda wyśmienicie!!!
OdpowiedzUsuńdzięki! oj i takie jest :D
UsuńCiasto powala swoim wyglądem i niewątpliwie smakiem :) Rewelacja! Na pewno wypróbuję ten przepis :D A winę za każdy dodatkowy kilogram zrzucę na Ciebie ;)
OdpowiedzUsuńMnie ostatnio wszyscy wmawiają, że schudłam więc sobie pozwalam na takie szaleństwo. Tyle, że dla bezpieczeństwa sumienia połowę ciacha jutro oddam kumpeli...
UsuńWpadłam do Ciebie przypadkiem i już jestem fanką tego czym tu kusisz! Ten kulebiak z kapustą w ktorymś poprzednim poście i foccacia - uwielbiam! Zostaję. Jestem głodna!!! :)
OdpowiedzUsuńdominika
Cieszę się bardzo i zapraszam do siebie jak najczęściej. Z kulebiaka jestem totalnie dumna, bo to mój pierwszy i na bazie przepisu babci, a od foaccacii się uzależniłam!
UsuńPozdrawiam bardzo ciepło!
WN
no cóż...walentynki każdy musi przetrwać....na szczęście ja mam walentynki każdego dnia i nie muszę czekać cały rok na parę miłych gestów...a to ciasto jest obłędne....i te maliny i ta czekolada...no pysznie!
OdpowiedzUsuńStanowczo jestem za tym by walentynki mieć codzień! :))
Usuńjak ładnie wygląda!
OdpowiedzUsuńi już się skończyło :(
Usuńobłędnie wygląda to ciasto!Dziękujemy za zdjęcie! :)
OdpowiedzUsuńA ja dziękuje za mile słowo i komentarz :)
Usuńsuper!!!
OdpowiedzUsuńCudowne ciasto!!! A przepis mi spadł z nieba bo po tłustym czwartku zostało mi troszkę konfitury z róży, tak akurat dwie łyżki :) Ale przyznam szczerze, że myślałam, że w tym natłoku aromatów róża się kompletnie zgubi, a jest bardzo dobrze wyczuwalna. No i jest to idealne ciasto, którym można poczęstować gości, a po zebraniu pochwał, z triumfem poinformować, że to ciasto jest wegańskie :)
OdpowiedzUsuńależ sie cieszę i z komentarza i że konfitura się nie zmarnowała ;) :D
UsuńCiaglę mam ochotę na to ciasto ...
OdpowiedzUsuńoj, to MUSI być genialne!!! :))
OdpowiedzUsuńJaki wspanialy blog! Juz od dawna czegos takiego szukalam dla siebie i dla mojego do niedawno miesazernego meza, ktory zdecydowal przestac jesc mieso choc narazie tylko na probe na 30 dni. Dzieki temu blogowi wierze ze bede w stanie przekonac go ze nie ma do czego wracac i jedzenie bez produktow zwierzecych moze bys wspaniale. Dziekuje!
OdpowiedzUsuńDziękuje za ten przemiły komentarz. Zapraszam do siebie jak najczęściej i życzę smacznych kulinarnych przygód z mężem. Na pewno się szybko przekona do magi i potencjału warzyw! <3
UsuńMelduję, że to ciasto upiekłam już 3 razy i za każdym razem robiło furorę :-) Upiekę jeszcze raz. I jeszcze :-) A przedwczoraj zamówiłam już lawendę do nernika lawendowego z Twojego wspaniałego bloga. Mam nadzieję, że już parę osób udało mi się przekonać, że dieta wegańska jest nie tylko zdrowa, ale i pyszna! Dziękuję.
OdpowiedzUsuńczym zastąpić konfiturę z róż? pilne, błagam!
OdpowiedzUsuńNie wyrosło... :( Z piekarnika wyszedł cienki placek... Jakieś pomysły dlaczego?
OdpowiedzUsuńCzynnikiem spulchniającym jest zestawienie soda plus ocet: połączenie tych dwóch składników powoduje reakcję chemiczną - wytworzenie dwutlenku węgla i rośnięcie ciasta. Warto dodać ocet pod koniec, pilnując aby od spowodowania reakcji, do włożenia ciasta do pieca nie upłynęło zby wiele czasu, żeby "para nie poszła w komin". Może z tym to było związane?
UsuńAaaaa! A mi nie wyszło :( tzn. upiekłam i wyglądało ok, ładnie wyrosło, ale po przekrojeniu okazało się, że w środku surowy fragment... no to jeszcze wsadziłam do piekarnika. I nic. Nie upiekło się :/ W sumie to wydłubałam łyżką to surowe bo prędzej spaliłabym to ciasto niż dopiekła ten środek....
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńMoje próby pieczenia dietetycznych ciast zazwyczaj kończyły się fiaskiem, ale muszę spróbować jeszcze Twój przepis. Takie standardowe ciasta, całkiem nieźle mi wychodzą zwłaszcza od kiedy korzystam z porad https://wkuchnizwedlem.wedel.pl/porady/desery-i-przekaski/jak-upiec-wilgotne-ciasto-czekoladowe/ W rodzinie mówią, że jestem prawdzwą mistrzynią czekoladowych ciast!
OdpowiedzUsuń